Michałowi wyjątkowo udało się mnie zaskoczyć (zazwyczaj bezproblemowo wyczuwam jego niespodzianki). Kilka minut po północy znalazłam przy łóżku paczuszkę z misiakiem (oczywiście) i pierścionkiem! No i zrozumiałam dlaczego, kiedy wyskoczył w Świdnicy po kiełbasę na grilla nie było go tyle czasu ;) Pierścionek na prawdę trafiony! Mąż też! ;)
Kiedy obudziłam się rano znalazłam torebkę z prezentem na środku pokoju! Pierścionek wciąż w niej był, ale misia ani śladu! Oczywiście podejrzany był tylko jeden! Oli zawsze (jak był młodszy) podkradał z półki maskotki. Chwytał je w pysk i w nogi! Jak widać nie mógł się oprzeć pokusie. Takie znalezisko! :)
Kiedy Michał skończył pracę wybraliśmy się na kawkę i drinka. Zapomniałam o zakazie przynoszenia kwiatów do domu i podarowałam Michałowi bukiecik! Chyba po raz ostatni! Koty obskoczyły go w minucie i tak kwiatuszki wylądowały na parapecie... za oknem!
A i stamtąd wrednie kusiły biednego kota!
...To był bardzo miły dzień! I cudowne 7 lat! :)
Z jubileuszowej sesji....
...która bardzo Michała zmęczyła i tylko dlatego ma taka minę! ;)
:)



100lat,100lat....:))
OdpowiedzUsuńJejku jak ten czas leci! Stu i więcej takich rocznic w przyszłości!!! A tak swoją drogą, to ja nigdy nie podarowałam mężowi kwiatów.
OdpowiedzUsuń